sirene sirene
159
BLOG

Królewna, mysz i żaba

sirene sirene Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Zamieściłam krótki list do nauczycielki śpiewu na moim blogu, po angielsku. Angielski najlepiej oddaje to, co czuję w tym momencie. Co czuję? Co ja czuję? Czy te krótkie zdania mogą oddać to wszystko, ten strach i niepewność? I żal. Uczucia jakby zaszyfrowane między wersami. Napisałam do niego sms-a, gdy poszedł do pracy. Nie dam mu odejść tak spokojnie, w poczuciu samozadowolenia. Niech wie to na pewno, niech będzie to powiedziane w domyśle, że jest draniem. "Najgorsze, że się zakochałam w tobie. I to chyba najbardziej boli."

Napisałam tę odpowiedź do Deborah jeszcze przy nim, gdy kręcił się w milczeniu po pokoju. Dość długo jej nie odpisywałam, miałam jej w ogóle nie odpisywać. Tylko że zupełnie nie wiedziałam, co z sobą zrobić dzisiaj rano. Jeszcze nie było siódmej. Drżałam nerwowo siedząc przy stole nad niedopitą kawą z mlekiem i pogryzując karmelowego batona. Mechaniczne ruchy ręki kierującej do ust kawałek czekolady z jaśniejszym pomarańczowawym środkiem. Słodko-gorzki smak batona. Czy ja już nic nie czuję, a łzy po prostu płyną same? Taka automatyczna reakcja organizmu? Jak uszkodzonej maszyny?

Jeszcze mi go żal. To jest chyba najlepsze. Odruchowo mi go żal, że będzie cierpiał, bo jest taki niedobry i będzie cierpiał z poczucia winy, że mnie tak potraktował i że mnie zamierza zostawić w takiej sytuacji samą i załamaną. Wie dobrze, jak źle znoszę samotność połączoną z trudami życia. W najlepszym wypadku popadam w marazm, cichą i samotną wegetację. Pozostaje walka o przetrwanie. Marzenia… jak wyblakłe światełka, które wyłaniają się niepewnie z ciemności, gdzieś w oddali, pośród nocy… Nie wiadomo skąd, jak samotne domy w górach, gdy obserwujesz je pośród ciszy,  zapachu dymów i posępnych mgieł. Tylko od czasu do czasu widzisz te samotne światła okien… Coraz dalej.

Samotność… W sumie prawdziwa samotność jest lepsza niż to, co mam teraz. Niestety moi landlordzi, słowaccy Cyganie, już się obudzili. Słyszę posuwisty krok landlordki, to pełne zmęczenia szuranie kapciami po podłodze. Już coś szykują w kuchni. Już smażą. Poczułam zapach spalonego tłuszczu. Jeszcze mówią do siebie pół drzemiąc, jeszcze się dobrze nie rozbudzili, ale zaraz ich głosy się podniosą, nabiorą wigoru i będą jak zwykle nieznośnie hałaśliwe. I ta ich córka, która nie mówi mi dzień dobry, ani mnie nie zauważa… Gruba i chamska osiemnastoletnia dziewucha, o chropowatej, pokrytej krostami twarzy i czarnych, mocnych, kręconych włosach. Ona ładnie śpiewa, ale okropnie krzyczy, gdy mówi. Komunikuje się tak, jak reszta tej rodziny.

Patrzę w lusterko. Oczy okropnie napuchnięte. Od wczoraj płakałam, z przerwą na bezsenną noc. Namalowałam dwie grube fioletowe kreski na górnych powiekach, tam, gdzie zaczynają się rzęsy. Królewski kolor purpury... Ten zabieg pomoże mi, mam nadzieję, nieco ukryć opuchnięcie. Przecież muszę się pokazać zaraz tym ludziom. Prawa powieka spuchła bardziej, nieco zachodzi na oko, co nadaje mojej twarzy chyba wyraz dość żałosny.

Chodzą mi po głowie te słowa, słowa mojej babci z przeszłości. Już dobrze nie pamiętam, byłam wtedy małą dziewczynką. Jak mi mówiła, że mogę się od nich wyprowadzić, jak mi się nie podoba. Tak, w domu było strasznie. Nie podobało mi się tam w ogóle, jednak doceniałam to, że mam dach nad głową. I miałam swój pokój, w którym mogłam się schować. Nikt tam nie zaglądał. Byłam rozsądna. Nigdzie nie poszłam. Nie miałam odwagi uciec na ulicę, pójść, gdzie mnie oczy poniosą. Tylko raz spróbowałam zamieszkać z matką i jej mężem, moim "nowym tatą ". Matka przechodziła chyba wtedy ostrą fazę choroby psychicznej, a "tata Józek" był bezrobotnym i załamanym alkoholikiem. Musiałam wrócić do dziadków. Nie dałam rady.

A teraz myślę, ile jeszcze jestem w stanie się uginać. Na jaką jego podłość i złe traktowanie mogę się zgodzić w imię tego, jakże złudnego jak się okazuje, poczucia bezpieczeństwa?

Znowu mnie zaszantażował. Tym razem mi powiedział, że jak mi się nie podoba, to on mi odda te moje dwieście funtów, które ode mnie pożyczył. Nie, przecież to mniej niż dwieście... bądźmy dokładni w wyliczaniu długu co do funta… A więc, jak mi się nie podoba, to on mi odda dług i się wyprowadzi i zniknie. Nie będziemy dalej razem, a ja mam sobie radzić teraz sama.

Nie podoba mi się. Powiedziałam mu, żeby mi oddał dług.

Czego mi się zachciało? Samotnej kobiecie po czterdziestce, emigrantce, zachciało się załamywać…  Jakie fanaberie. Zamarzyło mi się, że mój ukochany mi pomoże stanąć na nogi i z jego pomocą rozkręcę wreszcie malarstwo, żebym mogła sprzedawać obrazy i się z tego utrzymywać i nawet dobrze żyć. Mój ukochany…

Mój ukochany zabił wczoraj mysz. Mysz była złapana w pułapce, przyklejona nóżkami do kleistego lepu w przedpokoju, tuż za drzwiami od naszego pokoju. Landlordzi bali się do niej podejść i poprosili go o interwencję. Wziął zmiętą puszkę po swoim ulubionym piwie Perła mocne i przygniótł tą puszką bezbronną myszkę. ‘Aż jej krew trysnęła z mordy. Oo, aż jej oko wypadło.’ Pochwalił się landlordom. Taki jest silny i męski i się nie boi. Prawda? Taki jest męski… Miał widzów.

Wyjrzałam do przedpokoju, zobaczyłam w jego dłoniach martwą skrzywioną mysz i wielką kroplę świeżej krwi na czystej, wypucowanej przez landlordkę podłodze. ‘Ty mógłbyś równie dobrze tak zabić mojego psa’. Powiedziałam mu potem. ‘Tak, mógłbym zabić Miśka. I ciebie tak samo’.
Mój ukochany…

I wcale nie chodzi tu o mysz, ale więcej nie opowiem. Może kiedyś... A może wszystko dobrze się skończy, jak w bajkach o złych królewiczach, zamienionych w żabę, którzy stali się dobrzy i piękni? Wystarczyło pocałować z ufnością.

Chyba coś mi się jednak pomyliło, chyba nie taka była ta bajka...

sirene
O mnie sirene

innym razem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości