- Znowu się spotkasz z tym twoim Kaczorem i znowu będziecie pili? Widziałam, jak się pokładał na tobie, cały czerwony. Sapiący. Ponad rok temu, pamiętasz? Na Dunbar. Jak kazałam mu się wynosić. Przyjaciel się znalazł… Spojrzała na niego z wyrzutem i nadzieją jednocześnie.
- On już nie pije.Odpowiedział krótko.
- Oo, a co mu się stało, że przestał? Wylew?
- Niee, zawał... Popatrzył na nią z nieśmiałym uśmiechem podziwu.
Ona już życie trochę zna. Wie, że oni tak łatwo nie rezygnują, wie również, jak może się skończyć przygoda z alkoholem. Jej wujek, przystojny, niebieskooki, z taką trochę cygańską urodą…. Właściwie to nie wujek, tylko nieco dalsza rodzina, brat cioteczny jej mamy… Dostał wylewu w łóżku z kochanką. Miał czterdzieści lat. Nieżyjący ojciec chrzestny… To dwa lata mniej niż ona ma teraz… Ta kochanka nie mogła się pozbierać, taka zawsze wesoła i filuterna… wylądowała w psychiatryku. Ale jej przeszło na szczęście.
Pamięta, jak siostra babci, też o nieco cygańskiej urodzie, brunetka, ładna, kiedyś może nawet piękna, opowiadała z bólem o swoim jedynym synu… Samotna ciocia z Pragi Północ... Jak mu wypchali mózg jakąś folią po sekcji i tam, gdzie powinna znajdować się czaszka, zrobiło się dziwnie miękko i szeleszcząco. Opowiadała wszystkim z detalami, przejęta i roztrzęsiona.
Ale znowu te myśli i dygresje, a zresztą ona ledwo to pamięta. Była wtedy dzieckiem.
Któregoś rana w drodze do pracy… Na peronie. Czekając na pociąg. Zimno i mokro. Dociera do niej polszczyzna. Dwaj mężczyźni, budowlańcy, jeden dwadzieścia parę lat, wysoki ciemny blondyn. Drugi może po trzydziestce, niższy, w okularach, z twarzą bardziej inteligenta. Rozmawiają przygnębieni i nieco skacowani.
- Blady się zrobił jak skur...syn. On wcześniej był napier..lony.
- No, z roboty przecież wrócił…
- To dwusetka była, nie więcej.
- No ch...j wielki.
- Ku...wa.
- Ja pierd...lę. Po co się z nim zakładałem… Mam nadzieję, że to nie moja wina… Stary, kur...a, się nakręca, za kolano bierze…
- Ch...j wielki, ci powiem.
- Żeby nic się nie stało...
- Mam taką, kur...a, nadzieję.
- Tyle pije, żeby się popisać, kur...a, stary chłop. Ja też przyszedłem naj...bany i się śmiałem i śmiałem… I z niej i z tego, że wypił…
- Oni coś, kur...a, z nim robili. Nie to, coś tam, kur...a, posprawdzali.
- Na odtrucie jedzie.
- Kurrr...a.
- Bardzo niedobrze, kur...a.
- Niedobrze, kur...a.
Pociąg nadjechał. Traf chciał, że panowie usiedli całkiem niedaleko niej w przedziale.
Młodszy z mężczyzn zaczął mówić z przejęciem:
- Lać mnie chciał! Szczęki zaciska, pięści! Laskę drugi raz na oczy widział… Ja znam, kur...a takich ludzi, mam takich znajomych, starszych. Nie wiem. Tacy ludzie nie mogą pić! Moja matka… w Niemczech… Przyjechał jej kur...a znajomy, taki sam…
Może się zmienił. Na trzeźwo to normalny, pogada, pośmieje się… Czemu ten pociąg stoi?
Mam nadzieję, wielką, i Boga o to proszę, że mu się, kur...a, nic nie stanie… Ale może go to nauczy, żeby przystopował chwilę?
- Co ja tam wsadziłem? Jakieś, kur...a, skarpetki.
- Tylko niech jedzie ten pociąg jeb...ny. Aż mi się rzygać chce…
Słychać przeciągły, ale przyciszony bek.
Pociąg zatrzymał się na czerwonym świetle. Na jakimś peronie stoi kobieta z otwartym tylko jednym okiem, napuchnięta, w dresie. Śmieje się do telefonu. Może mogłaby być ładna… Czerwone światło mija. Ruszają dalej.
- Ale to on przytomny był, jak go brali? Gadał coś?
- Nie, kur...a, nawet słowa nie powiedział. Coś rękami machał.
- On już gadać, kur...a, nie mógł.
- Kur...a, przez to, że wyj...bał te… kur...a, na raz.
Pociąg opóźnia.
- Kur...a, jedź skur....synu!
Ciąg dalszy rozmowy. Jest mowa o zakładzie.
- Tam z dwieście pięćdziesiąt było na pewno. Trochę mniej niż połowa. Jak trzeźwy człowiek dwusetkę pier...olnie, to nic. Ale on był pijany…
- Ja to kur...a nie wiem, kiedy on jest pijany, a kiedy nie, bo on kur...a zawsze jest pijany.
- Dobrze, że ty nie spałeś.
- Nooo.
- Kurrr...a.
- Kur...a, gdzie go zabrali?
- Tak coś mówili, kur...a, ta suka…
We are now aproaching West Croydon. Miły i miękki głos automatu zapowiada następną stację.
- Czy on brał jakieś leki?
- Kur...a, nie mam pojęcia.
Pauza. Ludzie wsiadają i wysiadają. Hałas. Rozmowy nie słychać dobrze. Jadą dalej.
- No kur...a, wieesz.
- Kur...a, nie powinno mu się coś stać. Nie umierają ludzie od tego, że wypiją.
- Chyba że go pokręciło. Bo tak to wyglądało, że paraliżu dostał… Ale, mu coś przeskakiwało wcześniej.
- Kurrr...a.
Głośny ziew.
- Kurwa (z przejęciem), nawet wiesz… Jeszcze po angielsku się nie dogada.
- No właśnie, kur...a, o to chodzi!
- Chyba, że dadzą mu, kur...a, translajtera.
- Dobra, spierda...my.
Pociąg staje. Oni wychodzą. Ona jedzie dalej.